Wakacje w Tarifie mogą zmienić życie – historia kitesurferki i surferki Izy

Categories KITESURFING, SURFERKIPosted on
kitesurferka z latawcem

Moja historia z kitesurfingiem na dobre zaczęła się w 2016, kiedy podczas wakacyjnej przerwy na studiach pojechałam do Tarify w Hiszpanii – kitesurferskiej mekki Europy, żeby pracować w surf shopie i uczyć się pływać na kajcie. Wcześniej miałam już parę pojedynczych podejść, ale jak to w tym sporcie czasem bywa, zabrakło wiatru 😀 Już zanim zaczęłam się uczyć, wiedziałam, że to sport dla mnie i że złapię zajawkę. Tak też się stało – pobyt w Tarifie przedłużył się z trzech miesięcy do sześciu. Przez te pół roku spędzałam na wodzie każdą wolną chwilę i totalnie zakochałam się w kitesurfingu, lifestyle’u z nim związanym i życiem w Tarifie – czyli małej wiosce, w której wieje 365 dni w roku. Warunki w Tarifie są dość wymagające, więc po pół roku pływania tam, mogłam w pełni powiedzieć, że jestem samodzielną kitesurferką. Na zimę wróciłam do Polski, żeby zaliczyć semestr na studiach (obyło się bez większych problemów), a latem ponownie wybyłam do Tarify na pół roku.

kitesurferka trick

Małe załamanie nadeszło w momencie, kiedy wróciłam do Warszawy po drugim pobycie w Tarifie, żeby dokończyć ostatni semestr studiów i zacząć pracę. Miałam mega załamkę i nie wyobrażałam sobie wrócić na stałe do normalnego życia w mieście. Jedyne co wiedziałam to to, że muszę znaleźć pracę, dzięki której w niedalekiej przyszłości będę mogła pracować, skąd chcę i kiedy chcę i kontynuować podróżowanie i pływanie.

Szukając pracy, tak naprawdę bardziej kierowałam się stylem życia, jaki ta praca może mi dać i po długim researchu padło na online marketing. Tym sposobem zaczęłam pracę w dużej agencji mediowej w Warszawie, gdzie spędziłam 2.5 roku. Nienawidziłam mieszkania w Warszawie, chodzenia codziennie do biura w określonych godzinach i wszelkich sztywnych ram z tym związanych, byciem uziemioną w jednym miejscu, możliwością wyjazdu na 3 tyg. urlopu w roku oraz życia w dużym mieście. Pamiętam, jak pierwszego dnia w pracy podczas teamowego spotkania w dużej sali konferencyjnej w szklanym wieżowcu pomyślałam sobie: co ja tu robię? Ten czas spędzony w Warszawie był totalnie w rozbieżności z tym kim jestem i jak chcę żyć. Ale pocieszał mnie fakt, że jest to tylko chwilowa i przejściowa sytuacja i że jak tylko zdobędę wystarczająco umiejętności i doświadczenia, to będę mogła zacząć pracę zdalną i wrócić do mojego ukochanego życia pełnego kajta, podróży i wolności.

W 2021 w końcu byłam dogadana w firmie, że mam na próbę zacząć pracować zdalnie przez parę miesięcy w roku. Ale wtedy przyszła pandemia i cała firma zaczęła pracować zdalnie i wiedziałam, że po tym nie będzie już odwrotu. Tak więc osobiście dla mnie pandemia przyczyniła się do szybszego powrotu mojego upragnionego życia i od tego momentu stałam się cyfrową nomadką łącząc pływanie i pracę zdalną w różnych miejscówkach m.in.: w Tarifie, Sardynii, Sycylii, Egipcie, Brazylii, Kapsztadzie i Portugalii i byłam przeszczęśliwa:)

Rok później rzuciłam pracę w korpo i zaczęłam pracować na freelance’ie dla małej agencji z USA, w której pracuję do dziś, co jeszcze bardziej odpowiada mojemu lifestyle’owi, charakterowi i temu jak chcę żyć – pracuję w pełni w elastycznie, kiedy chcę i tylko zadaniowo. Dzięki temu mogę sobie zawsze wyskoczyć na sesję w ciągu dnia, a nie czekać do wieczora:)

Etap bycia cyfrową nomadką skończył się dla mnie w zeszłym roku kiedy na dobre osiadłam  w małym surferskim miasteczku w Portugalii – Ericeirze (tak wiem, po całej historii związanej z kajtem, surferskie miasteczko pasuje tu jak pięść do nosa:D). Po tygodniowym pobycie zakochałam się w tym miejscu i w zeszłym roku się tam przeprowadziłam. W związku z tym, że jest to surferskie miasteczko, to ‘musiałam’ zacząć surfować. O dziwo, nie czułam takiej samej zajawki i ekscytacji jak przy kajcie, wydawało mi się to dość nudne i żmudne. Ale z czasem jak zaczęłam łapać prawdziwe, ‘zielone’ fale, to coraz bardziej się wciągnęłam i już zrozumiałam, czemu surferzy są ciągle ‘stoked’. Natomiast w mojej osobistej hierarchii kite nadal pozostaje wyżej i mimo tego, że Portugalia słynie z miejscówek surferskich to wiosną i latem sporo pływam, bo wybrzeże w tym okresie jest często wietrzne. Oprócz tego nadal wyjeżdżam do innych kite miejscówek ze stabilniejszym wiatrem i płaską wodą (teraz mam największą zajawkę na freestyle i unhooked).

Ericeira Portugalia

Co kocham najbardziej w kitesurfingu?

Na pewno adrenalinę i wychodzenie poza strefę komfortu, która towarzyszy pływaniu w trudnych, wymagających warunkach, oraz przy każdej próbie nowych tricków. Z jednej strony mam pełne gacie, a z drugiej strony czuję ekscytację i wiem, że muszę cisnąć, bo nic nie pobije uczucia nowego wylądowanego tricku. Z racji tego, że z reguły szybko się nudzę i potrzebuję dużo urozmaicenia, to w kite lubię też to, że możliwość progresu jest nieograniczona, zawsze jest milion nowych tricków, których można się uczyć oraz są tak naprawdę 3 różne od siebie dyscypliny: freestyle, big air i wave, więc nie ma opcji na nudę.

A co w surfie? W surfingu z jednej strony uwielbiam tzw. idealny warun – czyli nie za duże, czyste fale, brak wiatru, słońce, dużo siedzenia na deskach i czekania na fale 😀 Wtedy mogę się w pełni cieszyć z samego bycia w oceanie i mieć chillową sesją. Z drugiej, lubię też adrenalinę i ekscytację, która towarzyszy większym i bardziej wymagającym falom i pokonywaniu własnego strachu.

Z miłości do kitesurfingu, w tym samym roku, w którym zaczęłam pracę zdalną, założyłam surf markę Ananice, której głównym produktem jest poncho-bluza z charakterystycznym ananasem – czyli połączenie oversize’owej bluzy z bawełnianą frote. Założenie stojące za poncho-bluzami jest takie, żeby surf poncho można było nosić nie tylko po sesji, ale też na co dzień i żeby było dziewczęce i ładne. Misją Ananice jest – share the stoke – co ma zachęcać innych do niepoddawania się w podążaniu za swoimi marzeniami i pasjami i następnie dzielenia się tą ‘ekscytacją’ z innymi. Mam nadzieję, że moja historia wpisuje się w tę misję:)

A tutaj łapcie 10% zniżki z kodem: ananicesurferki w sklepie online!

Znajdziecie mnie tez na Instagramie @ananice.clothing oraz @izarasinska_official

Dziewczyna w ponczo Ananice
Skomentuj!